Mirabelka pojawiła się, gdy zamieszkałam razem z moim przyszłym mężem. Było to wynajmowane mieszkanie i nie mogliśmy mieć większego zwierzątka, więc zdecydowaliśmy się na szczurka. Mira sama mnie wybrała. Poszłam do sklepu zoologicznego i chciałam wziąć innego zwierzaka, ale zaraz po otwarciu klatki weszła mi na ręce. I tak pojawiła się w naszym życiu.
Mira bardzo szybko nauczyła się naszego trybu życia. Jej klatka stała w centralnym punkcie naszego mieszkania, widziała co się w nim dzieje i jak wchodziliśmy do mieszkania to była pierwszą rzeczą jaką w nim widzieliśmy. Nie mieliśmy telewizora (obserwowanie jej klatki nazywaliśmy kanałem National Geographic) i to były wspaniałe miesiące z nią. Jadała z nami zupę, miała specjalny talerzyk (nakrętkę z butelki).
Mira była wspaniałym kompanem dla nas. Uwielbiała spędzać czas poza klatką: na naszych ramionach, na łóżku i stole. Kiedyś mąż odkładając ją do klatki zapomniał ją zamknąć. Na szafce, gdzie stała klatka było opakowanie z oplatami. Wyszła z klatki ukradła kawałek, weszła do środka i udawała, że nic się nie stało. Ciałkiem zakrywała kawałek ciasteczka i chrupała po cichutku.
Mira też pozwiedzała troszkę Polski. Spędziła z nami kilka weekendów poza domem i wyjazdów wakacyjnych. Nawet spała z nami pod namiotem. Szkoda, że szczurki żyją tak krótko, bo fantastyczni z nich kompani życia.